Marzanna Morozewicz
MASKI, ŁUSKI, PISANKI
Powszechny zwyczaj fotografowania się sprawia, że zdjęcia stały się głównym świadectwem faktu naszego życia i zapisem przemian, jakie z upływem lat każdy przechodzi. Oczywiście, są także dokumenty: metryki urodzin, cenzurki szkolne, akty ślubów i orzeczenia rozwodów, dyplomy wyższych uczelni, świadectwa pracy i akty zgonu. Suche wióry. Na ich podstawie trudno wyobrazić sobie człowieka. Tymczasem niespodziewanie odnaleziona stara fotografia może ukierunkować pracę wyobraźni. Widzimy, że wuj Leon nie był żwawym grubasem, jak wyobrażaliśmy go sobie najchętniej, lecz wysokim, chudym mężczyzną, lekko przygarbionym. Narzucająca się prawda naoczności prowadzi myśli ku nowym rozwiązaniom historii sporów rodzinnych, w których, jak słyszeliśmy, uczestniczył wuj Leon, lecz teraz odgrywać w nich będzie nową rolę, choć nadal zdajemy się na domysły i fantazje.
Ale właściwie cóż pokazują zdjęcia? Przeważnie są na nich sylwetki, ubrania, twarze i dłonie. Albo odsłonięte ciała na plażach. Jak to się ma do żywego człowieka i jego obecności we własnym ciele, poza którego granicą już go nie ma. Ta stosunkowo niewielka żywa przestrzeń jest miejscem, w którym tworzy się i skupia cała aktywność naszego ducha, myśli, uczucia, przeżycia. Tu kumulują się doświadczenia. I powoli znaczą powierzchnię ciała, nadając jej coraz to inny wyraz.
O ile twarze mają kartoteki swoich zmian zawarte w rodzinnych albumach – choć jest to z pewnością dokumentacja nieudolna – to łokcie, podudzia, śródstopia żadnych świadectw swego istnienia nie pozostawiają. A przecież stale zmieniają kształt i zrzucają starą skórę, a nie są to przemiany przypadkowe ani mało znaczące. Wypełnione, prężne udo osoby żyjącej radośnie i dostatnio pod ciśnieniem złych doświadczeń osuwa się, wiotczeje, więdnie. Skóra zmienia barwę i traci blask. Z żywej i morelowej potrafi stać się popielata i trwa uparcie w zmatowieniu aż do poprawy losu. Nikt tych faktów nie rejestruje, a przecież można by zdejmować zewnętrzną, cieniutką warstwę skóry, niczym przeźroczystą chitynową łuskę i utrzymując przez pewien czas jej pierwotny kształt, utrwalać zapisane na ciele zdarzenia. Skóra ma warstw wiele, więc nikomu nie wyrządziłoby to szkody, a korzyść dla pamięci zdarzeń ogromna. A jednak zasuszone łuski, nawet przy zachowaniu pierwotnego kształtu łokcia czy łydki, mogłyby stwarzać wrażenie martwoty i oddalać nas od pamięci żywego ciała, jakie otaczały. Więc chyba lepiej zdać się na odciski, na maski zdejmowane z brzucha, pośladków czy karku. Jednak nie może być mowy o odlewach z metalu, bo ich trwałość jest drwiną z ludzkiego ciała. Najlepiej gdyby to były skorupki, równie kruche jak powłoki jajek i równie barwne i pełne wyrazu jak pisanki. Ostre kolory zdawałyby sprawę z podskórnego tętnienia. Można by w pęki linii wiązać ukryte bądź widoczne szramy i zapisywać miny fragmentów ciała. Jego radosne krzyki, łagodne wahania i gniew.
Jolanta Brach-Czaina

ZAPLANUJ WIZYTĘ
Wystawy są czynne od wtorku
do niedzieli w godzinach
10:00-18:00
Ostatnie wejście
na wystawy o godz.:
17.30