Archiwalna

Marzanna Morozewicz

01.01.2002 – 01.01.2002

MASKI, ŁUSKI, PISANKI

Powszechny zwyczaj fotografowania się sprawia, że zdjęcia stały się głównym świadectwem faktu na-szego życia i zapisem przemian, jakie z upływem lat każdy przechodzi. Oczywiście, są także dokumenty: metryki urodzin, cenzurki szkolne, akty ślubów i orzeczenia rozwodów, dyplomy wyższych uczelni, świadectwa pracy i akty zgonu. Suche wióry. Na ich podstawie trudno wyobrazić sobie człowieka. Tym-czasem niespodziewanie odnaleziona stara foto-grafia może ukierunkować pracę wyobraźni. Widzi-my, że wuj Leon nie był żwawym grubasem, jak wyobrażaliśmy go sobie najchętniej, lecz wysokim, chudym mężczyzną, lekko przygarbionym. Narzuca-jąca się prawda naoczności prowadzi myśli ku no-wym rozwiązaniom historii sporów rodzinnych, w których, jak słyszeliśmy, uczestniczył wuj Leon, lecz teraz odgrywać w nich będzie nową rolę, choć nadal zdajemy się na domysły i fantazje.
Ale właściwie cóż pokazują zdjęcia? Przeważnie są na nich sylwetki, ubrania, twarze i dłonie. Albo od-słonięte ciała na plażach. Jak to się ma do żywego człowieka i jego obecności we własnym ciele, poza granicą którego już go nie ma. Ta stosunkowo nie-wielka żywa przestrzeń jest miejscem,w którym two-rzy się i skupia cała aktywność naszego ducha, my-śli, uczucia, przeżycia. Tu kumulują się doświadcze-nia. I powoli znaczą powierzchnię ciała, nadając jej coraz to inny wyraz.
O ile twarze mają kartoteki swoich zmian zawarte w rodzinnych albumach – choć jest to z pewnością do-kumentacja nieudolna – to łokcie, podudzia, śród-stopia żadnych świadectw swego istnienia nie po-zostawiają. A przecież stale zmieniają kształt i zrzu-cają starą skórę, a nie są to przemiany przypadko-we ani mało znaczące. Wypełnione, prężne udo osoby żyjącej radośnie i dostatnio pod ciśnieniem złych doświadczeń osuwa się, wiotczeje, więdnie. Skóra zmienia barwę i traci blask. Z żywej i morelo-wej potrafi stać się popielata i trwa uparcie w zma-towieniu aż do poprawy losu. Nikt tych faktów nie re-jestruje, a przecież można by zdejmować zewnętrz-ną, cieniutką warstwę skóry, niczym przeźroczystą chitynową łuskę i utrzymując przez pewien czas jej pierwotny kształt, utrwalać zapisane na ciele zdarze-nia. Skóra ma warstw wiele, więc nikomu nie wyrzą-dziłoby to szkody, a korzyść dla pamięci zdarzeń ogromna. A jednak zasuszone łuski, nawet przy zachowaniu pierwotnego kształtu łokcia czy łydki, mogłyby stwarzać wrażenie martwoty i oddalać nas od pamięci żywego ciała, jakie otaczały. Więc chyba lepiej zdać się na odciski, na maski zdejmowane z brzucha, pośladków czy karku. jednak nie może być mowy o odlewach z metalu, bo ich trwałość jest drwiną z ludzkiego ciała. Najlepiej gdyby to były sko-rupki, równie kruche jak powłoki jajek i równie bar-wne i pełne wyrazu jak pisanki. Ostre kolory zdawa-łyby sprawę z podskórnego tętnienia. Można by w pęki linii wiązać ukryte bądź widoczne szramy i za-pisywać miny fragmentów ciała. Jego radosne krzy-ki, łagodne wahania i gniew.

Jolanta Brach-Czaina

Galeria Arsenal

ZAPLANUJ WIZYTĘ

Wystawy są czynne od wtorku
do niedzieli w godzinach
10:00-18:00

Ostatnie wejście
na wystawy o godz.:
17.30

NEWSLETTER

    Dziękujemy.

    Twój adres został dodany do naszego newslettera.