Archiwalna

Małgorzata Jabłońska. Szkolenie

14.03.2003 – 10.04.2003
Galeria Arsenał, ul. A. Mickiewicza 2, Białystok

Sebastian Cichocki
Sztuka, czyli dieta pełnowartościowa – rozmowa z Małgorzatą Jabłońską.

CITY MAGAZINE: Czy komputer jest lepszy od farb i pędzla?
MAŁGORZATA JABŁOŃSKA: Używanie farb i pędzla jest lepsze dla zdrowia, nawet mimo oparów, biorąc pod uwagę osłabianie wzroku, kręgów szyjnych i narządów ruchu za pomocą komputera. Ale malując obraz pędzlem i farbami – co akurat bardzo lubię – często żałuję, że nie mam opcji "warstwy" i funkcji „cofnij” lub „kopiuj”. Poza tym narzędzie lepsze to chyba narzędzie najsprytniej użyte.
CITY: W jakich okolicznościach narodziły się twoje komputerowe ludziki?
M.J. Było to na czwartym roku studiów, kiedy u Wojtka Kucharczyka realizowaliśmy temat „VAT”. Dużo rozwiązań dotyczyło 22%, była też „kurtka na vacie”. Wymyśliłam wtedy komputerową istotę o imieniu Vat. Nagle, w środku nocy, zaczęłam widzieć ją w różnych sytuacjach, cyklach wydarzeń – musiałam szybko notować swoje pomysły. Tak się zaczęło. CITY: Jak wygląda kwestia „egzemplarza oryginalnego” w Twojej twórczości?
M.J. To skomplikowane. Staram się kontrolować ilość wydruków, oznaczam je pieczątkami. Zresztą sama nie wiem, co jest oryginałem: plik komputerowy czy jego wydruk? Jeszcze się nie uporałam z tym problemem.
CITY: Czy chciałabyś ożywić swoje istoty za pomocą animacji?
M.J.: Trochę ruchu by im nie zaszkodziło. Od dłuższego czasu czynię nieśmiałe próby animacji – sama jestem ciekawa, co z tego wyniknie. Historyjka obrazkowa – zwyczajna, nieanimowana, ma tę pra-ktyczną zaletę, że pozwala w indywidualnym tempie zapoznawać się ze szczegółami, odkodowywać hasła, dlatego w przypadku filmu należałoby nieco zmienić szyfry. Myślę o animacjach, które jak komiksowe przygody toczą się niespiesznie, a gra aktorska jest trochę w duchu starego kina.
CITY: Jesteś synestetką?
M.J. Tak, choć właściwość ta zanika u mnie z wiekiem. W dzieciństwie byłam przekonana, że wszyscy tak jak ja widzą kolory liter, liczb, imion, wyrazów…
CITY: Gdyby trafiła ci się taka propozycja: możesz współpracować z dowolnym artystą – kogo byś wybrała i czego chciałabyś z nim dokonać?
M.J. Najciekawsza byłaby konfrontacja z kimś z dość odległej przeszłości. Pierwszy artysta, jaki przychodzi mi do głowy – mój ulubiony malarz – Pieter Breughel Starszy, obserwator bardzo czujny i wykształcony. Moglibyśmy wspólnie zorganizować mały cyberfestyn w niderlandzkim plenerze: interaktywne zabawy dziecięce, sianokosy kontra elektryczne kosiarki, komputerowo-wiejskie tańce itd. Kusiłaby mnie też współpraca z kimś, kto zajmuje się trójwymiarem i to w gabarytowo dużej skali. Niekoniecznie twórcy piramid, ale może przewrotne wnętrza Moniki Sosnowskiej, które bardzo mi się podobają. Z innych osób obecnie i niedaleko stąpających po ziemi – Ela Kapusta; bardzo liczę na wspólny front.
CITY: Jak osoba o tak pogodnym światopoglądzie zapatruje się na sztukę hołdującą mrocznym popę-dom – od Chapmanów po Kozyrę?
M.J.: Nie odnoszę ani intelektualnych, ani emocjonalnych, ani duchowych korzyści z takiej sztuki. Ze wzglądu na koszty etyczne nie widzę uzasadnienia dla drastycznych produktów artystycznych. Zresztą mroczne są dla mnie również rzeczy bezpomysłowe, sztampowe, pompatyczne, powielane dla pieniędzy. Wobec sztuki np. Kozyry (oglądałam tylko reprodukcje i relacje w mediach) czuję się trochę bezradna, a trochę obojętna, zamiast czuć się poruszona czy szczególnie skłoniona do refleksji.
CITY: Jaka powinna być sztuka według Małgorzaty Jabłońskiej?
M.J.: Różna i nienudna, ciepła i chłodna, niewyizolowana z życia, inteligentna, subtelna, szczera. Takie działania potrzebują inteligentnego odbiorcy, który się bez przyczyny nie obrusza i pochopnie nie osądza, ale który nie kładzie uszu po sobie, kiedy jest oszukiwany lub manipulowany. Powinno istnieć coś takiego jak "zdrowe odżywianie" sztuką, żeby wyrósł nam taki odbiorca. Jest więc potrzeba zbilansowanej i pełnowartościowej diety dla dzieci, młodzieży, kobiet w ciąży…
CITY: Czego sobie i tobie życzę.

Małgorzata Jabłońska (ur. 1976), ukończyła w 2001 roku Wydział Grafiki ASP w Katowicach. Swoje ko-miksy pokazywała m.in. w warszawskiej Galerii Raster i publikowała w miesięczniku „Fluid”. Projekto-wała również okładki płyt dla wytwórni mik.musik. O swoich pracach mówi: „Staram się w geometry-cznej formie wyrazić poparcie dla istotnych elementów życia codziennego, do których zaliczam m.in. ogólną harmonię ze światem widzialnym i niewidzialnym, poczucie humoru, życie rodzinne, posiadanie zwierząt, używanie sprzętu AGD.”

Grafik „myśli znakami”. Ale współczesna ikonosfera to już nie tylko krajobraz złożony z setek tysięcy „ikon”, to również ekrany komputerów, a na nich zupełnie nowy rodzaj znaków, właściwie znaczków – ikonki. Małgorzata Jabłońska, w internetowym skrócie – margaretka, należy do najmłodszej generacji grafików, tych, którzy „myślą ikonami”.
IKONKI MARGARETKI
U podstaw zrozumienia odrębności tego, czym zajmuje się margaretka, leży spostrzeżenie, iż komputer nie jest dla niej niczym wyjątkowym, tym bardziej szczególnie nowoczesnym. Po prostu, to jedno z ko-lejnych narzędzi ułatwiających i umilających nam życie. Margaretka używa tu obrazowego porównania komputera osobistego do kolejnego w domu sprzętu AGD, i w istocie, jako taki go traktuje. Jej grafiki i całe ich serie układające się w komiksy powstają w oparciu o całkowicie standardowe zdolności kom-putera, bez uciekania się do najnowszych technologii i zaawansowanych aplikacji graficznych. Jako su-rowca używa nagminnie typowych "ikonek" z katalogów „clipartów”, oraz prostych geometrycznych kształtów – prostokątów i kółek (figurze koła i literze „O” poświęcony jest długi komiks „o:koliczność, o:oso-bliwość”, zarazem praca dyplomowa margaretki). Tak jak działanie komputera opiera się na systemie dwójkowym („0” i „1”), tak świat bohaterów Jabłońskiej opiera się na kole i kwadracie.
Obrazkowe historie margaretki są rodzajem prywatnego dziennika (ich tematem jest na ogół codzienne życie i to, co dzieje się w najbliższym otoczeniu mieszkania, domu, osiedla – np. remont łazienki czy wi-zyta margaretki u krawca). Jednocześnie jednak margaretka opowiada o tym, czym jest projektowanie graficzne. W równym stopniu co ludzie i ich sprzęty AGD bohaterami tych grafik są typowe „ikonki”, pik-togramy, strzałki, przerywane linie i cały arsenał innych „użytkowych” form geometrycznych. Język graficzny nowoczesności ulega tu całkowitemu oswojeniu, przestaje podlegać li tylko racjonalnym, utylitarnym regułom, a zaczyna żyć własnym… ludzkim życiem. Margaretka utrzymuje, że czytać nauczyła się z wydrukowanej na obudowie pralki instrukcji obsługi, co dowodzi ostatecznie, że w sztucznie zaprojekto-wanym, abstrakcyjnym świecie znaków może toczyć się prawdziwe życie, nawet wbrew intencjom proje-ktantów.
Poetyka prac margaretki, bliska chwilami grafice użytkowej lat 50. i 60., kojarzy się również z jak najbar-dziej współczesnym nurtem twórczości internetowej, uprawianej przez bardzo młodych ludzi na ich pry-watnych stronach internetowych (sporo takich znajduje się w domenie art.pl). Twórczość ta opiera się na prostych animacjach, specyficznym języku („odvagi!”), poczuciu humoru i inteligentnym komentowaniu zdarzeń z codziennego życia. Dla twórców takich właśnie stron www internet jest naturalnym i niepodległym (!) terytorium wolnej ekspresji, odmianą prywatnej i kameralnej sztuki dnia codziennego, posługującej się własnym językiem, który sprawia, że większość tej internetowej twórczości jest „nie na wynos” (jedynym słusznym sposobem jej „konsumpcji” jest aktywne spędzanie czasu przed podłączonym do sieci domowym komputerem). Ma ona jednak w sobie – tak jak prace margaretki – potencjał, który wpływa odświeżająco nie tylko na wygląd rzeczywistości wirtualnej, lecz również – miejmy na-dzieję – na ikonosferę świata realnego.

Łukasz Gorczyca
tygodnik http://raster.art.pl/

Galeria Arsenal

ZAPLANUJ WIZYTĘ

Wystawy są czynne od wtorku
do niedzieli w godzinach
10:00-18:00

Ostatnie wejście
na wystawy o godz.:
17.30

NEWSLETTER

    Dziękujemy.

    Twój adres został dodany do naszego newslettera.