Archiwalna

Andrzej Dworakowski. A to Polska właśnie

15.12.2006 – 07.01.2007
Galeria Arsenał, ul. A. Mickiewicza 2, Białystok

A to Polska właśnie

Krzysztof Gedroyć
A to Polska właśnie – Andrzeja Dworakowskiego – w Arsenale

Codzienność, przeszłość, krwiożerczość. Rysowa-nie, rozpamiętywanie, zgłębianie Polski. Nieobojętność.
Codzienność – zaczernianie papieru rysunkami. Przeszłość – dół z wapnem otoczony krzesłami, jak lej po bombie – akcja Dworakowskiego i Kaliny z 1986 roku w miejscu, gdzie dzisiaj powstają funda-menty pod Operę Podlaską. Dworakowski i Kalina wrzucą krzesła do dołu, gdzie przeżre je wapno. Dworakowski mówi, że akcja miała miejsce w chwili, gdy rozpoczęły się pierwsze namysły nad „okrągłym stołem”. Okrągłym dołem?
Co ma sztuka do życia publicznego, społecznego, politycznego? Komentuje, doradza, pomaga zro-zumieć, powiela medialne banały? Krwiożerczość, wilczość, zębistość. Psy, aligatory. Wydrzeć, zagryźć, zdobyć. Wedrzeć się. Postawić na swoim. Takie jest życie…
Gdzie podziały się tamte pragnienia idylli: ludzie jak owieczki, porozumienie wszystkich ze wszystkimi, marzenie o solidarności? Słodka naiwności! Czy artyści widzą więcej ze świata i wiedzą lepiej o spra-wach publicznych? Czy też lud (demokratyczny, a ja-kże) ma więcej do powiedzenia?
Rzeczywistość boli, polityka skrzeczy, publika się bawi. Życie płynie. Przypomnienie?

Gęby za lud krzyczące sam lud w końcu znudzą,
I twarze lud bawiące na koniec lud znudzą.
Ręce za lud walczące sam lud poobcina.
Imion miłych ludowi lud pozapomina.
Wszystko przejdzie, po huku, po szumie, po trudzie. Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie.
Adam Mickiewicz
(Wybór poezyj, t. 2, wyd. 3 zmienione, Wrocław 1986)

Bardzo te psy są złe i okropnie się gryzą. Przecież te psy wcale nie są złe, a zresztą w ogóle ich nie ma, to tylko jakieś futerka, szkielety, kule, laski, szczotki. Bardzo to jest śmieszne. Nie, to wcale nie jest śmieszne, bo te psy są kalekie, kalekie w każdy możliwy sposób, kalekie przez siebie i kaleki świat, w którym żyją.
(…) Te złożone w swej dramaturgii prace umieszczone są swą wymową w bardzo okreś-lonym czasie i miejscu. To Polska, nieraz bardzo określonego roku, a może nawet dnia. To na-sze narodowo-polityczne mity, symbole. To nasza paskudność, nasza głupota, nasza zdegra-dowana wzniosłość. To upadek romantycznych wzlotów, obnażona pustka wielkich idei, piski i kwiki pozorujące spokojny rytm żałobnego marsza.
Wszystko to zaś jest wyrażone w sposób tym bardziej dramatyczny, im bardziej tworzone jest pozornie pospiesznie i w sposób niby przypadkowy. Nie dajmy się jednak zwieść pozorom, wynika to nie z braku, lecz opanowania i dojrzałości rzemiosła. Jest porzuceniem dokładnej efektowności celem uzyskania szorstkiego języka, dla odsłonięcia znaczeń, a zasłonięcia ład-ności form. Lecz naprawdę owa dojrzałość wyziera tu spod maski bylejakości w sposób ude-rzający. By się o tym przekonać, wystarczy na przykład dostrzec, ile subtelnego koloru kryje się w tych niby monochromatycznych szaro-czarnych pracach.
Ze świadomością i precyzją opowiada więc Dworakowski o dramatach naszego polskiego życia, lecz te, wydawałoby się, lokalne problemy nabierają znacznie szerszego wymiaru i trak-tując w istocie o kondycji ludzkiej, sięgają spraw eschatologicznych.

Maciej Gutowski
fragment tekstu z katalogu wystawy „Andrzej Dworakowski. Mieszkam w Polsce”,
wyd. Galeria Arsenał, Białystok 1993

Czasem, gdy między nogami mojego stołu buszują wilki, odchodzę, by skulić się cicho w kącie i niena-widzić ich. Siedzę wtedy i tak ich nienawidzę, że ża-dna nienawiść nie jest tej szczególnej nienawiści równa. Bo gdy tak w kacie otwieram oczy, śni mi się sen, a we śnie widzę więcej. Widzę najeżone wilki na pokracznych nogach, z chorobliwie ogromnymi genitaliami, rzucające się sobie do gardeł. I nie wiem, skąd wtedy skojarzenie z człowiekiem. I nie wiem, czy to homo homini lupus, czy też wilk wilkowi człowiekiem, bo we śnie granice się zacierają. I za każdym razem, gdy wilki odchodzą w paradnym po-chodzie, robię remont. Wchodzę wtedy na łóżko sto-jące pod wschodnią ścianą i gazetami zalepiam szyby w oknach, tak by nie zachlapać ich wapnem, którym pobielam ściany. Potem odsłaniam je jak kurtynę, otwieram i krzyczę: „Patrzcie wszyscy, jakie mam piękne białe ściany, zobaczcie, mój stół ciągle stoi…!”.

Konrad Dworakowski
fragment tekstu z katalogu wystawy „Andrzej Dworakowski. W czterech ścianach bliżej wscho-dniej”,
wyd. Galeria Arsenał, Białystok 1995

Andrzej Dworakowski

Urodzony 17 października 1954 roku w Lidzbarku Warmińskim. Studia w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie w latach 1975-80. Dyplom z wyróżnie-niem w Pracowni Grafiki Warsztatowej pod kierun-kiem prof. A. Rudzińskiego, aneks z malarstwa pod kierunkiem prof. T. Pągowskiej. Zajmuje się grafiką warszta-tową, rysunkiem, malarstwem, sztuką akcji oraz scenografią i aranżacją wystaw muzealnych. Od 1976 roku członek grupy WARSZTAT (Marek Jaromski, Andrzej Kalina, Andrzej Dworakowski) – 12 wspólnych realizacji. Od 1987 roku pracownik dydaktyczny Katedry Rysunku, Malarstwa i Rzeźby na Wydziale Archi-tektury Politechniki Białostockiej.

Andrzej Dworakowski
Galeria Arsenal

ZAPLANUJ WIZYTĘ

Wystawy są czynne od wtorku
do niedzieli w godzinach
10:00-18:00

Ostatnie wejście
na wystawy o godz.:
17.30

NEWSLETTER

    Dziękujemy.

    Twój adres został dodany do naszego newslettera.